Dawno nie pisałam recenzji miejsca a tym bardziej miejsca
polskiego. Co zrobić, skoro podczas rundek po polskich parcelach nic nie rzuca
się w oczy. Tym bardziej miło mi było odkryć Chillout Room. I teraz kilka
rzeczy, które od razu przykuły moją uwagę.
Po pierwsze, ogromna dbałość o detale, czyli spora ilość
przedmiotów drobnych i nieużytecznych;) ale wnoszących bardzo dużo do
pomieszczeń; tak, tak, w sl o drobiazgach się zwykle zapomina (wyjątek –
Piwnica! I chwała jej za to). Wracając do Chillout Room-u… po drugie,
zainteresowała mnie lista osób zbanowanych;), a po trzecie sam właściciel. Właściciel, który
podczas mojej pierwszej wizyty w tym miejscu miał 2 tygodnie, oraz który sam o
sobie pisze, że „nie jest nowy” (moje wolne tłumaczenie, jako iż wpis w języku
obcym;)). I tak Wer spędziła wieczór na myśleniu. Właściwie powinnam być temu
Panu wdzięczną, bo w końcu zmusił mnie do wysiłku umysłowego, pewnie mu nawet
kiedyś za to podziękuje.
W zasadzie powinnam też zacząć od tego, że Chillout Room ma
formę mieszkania, czy apartamentu, jak by to sam autor powiedział. To taki duży
kwadrat podzielony na pokoje. Zjecie tam pizze, zagracie w pokera, napijecie
się kawy (o i tutaj twórca zapunktował;)), zapalicie cygaro, obejrzycie
panoramę miasta lub zwyczajnie posłuchacie muzyki. Na stream-ie oczywiście chill out w czystej
postaci.
Żeby nie było tak kolorowo… nie przepadam za zdjęciowymi panoramami.
Są sztuczne i jak dla mnie więcej uroku zabierają niż dodają ale z drugiej
strony chyba rozumiem co autor chciał nią uzyskać więc bardzo nie krytykuję.
A na koniec, jako, że już jesteśmy w klimacie chill out-u:
Breathe i Telepopmusic. I dziękuję tym którym dziś Google pomogło ten kawałek
odszukać;)
Pozdrawiam,
Wer
0 komentarze